Bohaterowie.

poniedziałek, 26 maja 2014

Rozdział 3

Kathrine zgrabnie jak na właścicielkę tipsów dla  Nicki Minaj otworzyła metalowe drzwi od starej wytwórni pakowanego mięsa.
(chociaż nie mam pojęcia jak tipsy mogą przeszkadzać w otwieraniu drzwi.)
 Luke pomógł nam przytrzymać dość ciężkie drzwi gdy wchodziłyśmy do środka.
Wewnątrz już dudnił remix Summertime Sandess który był znakiem dla mnie i Kath,że Kojoty wraz z Faith są już na miejscu i na nas czekają.
Musieliśmy się przepychać przez tłumy spoconych,ocierających się o siebie ludzi złączonych w tańcu którego większość katolików by nie pochwaliła.
Jak ja nie lubię takich miejsc. Nie chodzi wcale o opuszczone fabryki gdzie z sufitu zwisają haki na mięso i dużo innych niebezpiecznych i ostrych przedmiotów,ale o kluby. Chociaż to bym bardziej nazywała rejwem,same shit.
Wolę posiedzieć w domu z mrożoną Latte i dobrą książką w ręku,najlepiej też z słuchawkami w uszach,ale mieszkam z mafią więc nie będę prosić o wiele.
Kątem oka zauważyłam jak Kathrine odciąga bliźniaka od reszty i zaciąga na ,,parkiet''. (czyt.brudną podłogę obsypaną kolorowym brokatem wyglądającym jak wymiociny jednorożca).
Chwyciłam Brooks'a za nadgarstek i wyminęłam kolejną grupkę osób,jakieś skąpo ubrane laski próbowały zaczepić Luke'a ale na to nie zwrócił uwagi.
Na skraju sali zauważyłam ciemną dziewczynę z czerwonymi kontaktami na oczach i specyficznym dla Kojotów wisiorem z trójkątem i zębami.
Dziewczyna lekko uniosła kąciki ust widząc mnie,co było dość dziwne,bo za mną nie przepada.
Przyspieszyłam kroku a chłopak razem ze mną. Po kilku sekundach znaleźliśmy się już koło Deborah która zmierzyła nas wzrokiem i niechętnie otworzyła drzwi na zaplecze.
Zdezorientowany Luke spojrzał na mnie niepewnie a ja tylko kiwnęłam głową i weszliśmy do środka.
-Jen,kochanie już jesteś!-wstał z fotela i przywitał mnie swoim wkurzającym głosem Nash.
-Jen?-powtórzył pytająco Playboy.
-Tak na mnie mówią.-wzruszyłam ramionami. 
Miejmy nadzieję że ta moja aktorska obojętność zbije go z tropu i nadal będzie myślał,że mam na imię Kathrine.
-Darujmy sobie tą szopkę z ,,jak bardzo urosłaś i wypiękniałaś'' i po prostu daj nam przejść.-uśmiechnęłam się sztucznie na co chłopak zareagował szerokim uśmiechem.
-Przecież wiesz...zaczął ale nie dałam mu dokończyć.
-Tak wiem,ale jest Mardi Gras a ja muszę zobaczyć się z matką.
Drzwi uchyliły się a do pomieszczenia weszła Faith stukając przy tym swoimi długimi za kolana,wysokimi czarnymi obcasami.
-Nash,daj spokój.Wpuść ich.-powiedziała podpalając papierosa którego chwilę wcześniej wyciągnęła z torebki.
-Albo co,kocico? podrapiesz mnie?-oblizał wargi a ja zniesmaczyłam się.
-Albo...-powiedziała,ale zatrzymała swój wzrok na Luke'u i umilkła.
Pewnie powiedziałaby coś w stylu ,,Pożegnasz się ze swoją obstawą,młotku.''-bo często tak mówi,ale na szczęście pohamowała się.
-Widzę,że przyprowadziłaś znajomego. W porządku więc,wpuście ich.-powiedział jakby sam do siebie,bo nikt go nie słuchał.
Sługusy tego idioty wreszcie przepuściły nas do kolejnych drzwi,odwróciłam się i posłałam Faith krótki uśmiech który ona od razu odwzajemniła perskiem i drzwi się zamknęły. 
Zapanowała ciemność. Luke mocniej ścisnął mój nadgarstek.
-Tylko nie mów księżniczko,że boisz się ciemnośći.-przewróciłam oczami.
-Nie,ale wiesz...jestem w ciemnym pomieszczeniu zamknięty z dziewczyną która zaprowadziła mnie do gościa który wyglądał jak alfons.To Nowy Orlean,wszystko może się wydarzyć.-westchnął a ja chcąc uderzyć go w ramię,chyba trafiłam w oko,bo pisnął jak mała dziewczynka na swoim pierwszym ''wdż''.
Postanowiłam się dłużej nad nim nie znęcać i nie trzymać go w niepewności więc po prostu otworzyłam drzwi i wyszłam na zewnątrz.
Błyskało się i wiał wiatr,ale postanowiłam,że muszę znowu to zobaczyć.
-No świetnie,a teraz jesteśmy na cmentarzu.-słusznie zawuażył Playboy. 
Nawet bystry jest jak na mięśniaka.
(Btw.miejmy nadzieję że mięśniaki z Australii są inteligentni i normalni,fajni a nie tacy jak ci z okolicy,tępi i obeznani w drogach niejednej dziewczyny.)
-Nie mów,że cmentarzy też się boisz.-teatralnie westchnęłam i puściłam jego nadgarstek który cały czas ściskałam z niewiadomych powodów.
(wygląda na to,że ja też jestem sarkastycznie bardzo bystra.) 
-Chcesz mnie tu teraz pobić i pogrzebać żywcem?-spytał i włożył ręce do kieszeni,przez moment wydawało mi się,że rysuje się tam kształt pistoletu,ale to nie możliwe. (prawda?)
-Rozważę to,ale teraz choć.
Ruszyłam przed siebie omijając przy okazji stare,porośnięte mchem i najwyższy tylko wie,czym jeszcze nagrobki.
Prawie nie zaliczyłam gleby przez jakiegoś ,,Edwarda Wilsona'' który zmarł w 92,ale na moje szczęście (jego nie bo uwaliłam go przy okazji błotem) Luke mnie złapał.
Cicho mu podziękowałam i wróciliśmy do omijania nagrobków z obawą o życie.
-Wiesz,gdybym wiedziała że będzie tak niezręcznie cicho to może poszukałabym na zapytaj.com jakiś tematów do rozmów.-zaśmiałam się cicho.
-Zapytaj.com?
No tak,Jenna geniusz zapomniała,że on nie ma pojęcia co to jest.
-Nevermind.-odpowiedziałam.
-Szybciej,dochodzimy.-pociągnęłam go znowu w stronę gęstwiny drzew wyjętych rodem z klasycznego horroru. 
Ogólnie wszystko tu przypominało horror; cmentarz,kruki,błoto,ciemne drzewa bez liści powyginane na różne strony.
Po jakiś 4 minutach doszliśmy  na miejsce.
Stanęłam zadowolona na skale i wbiłam wzrok w Nowy Orlean w nocy. 

Błyskawice wokół,a miasto jakby otulone pierzyną ze świateł,śmiechu i szczęścia. 
Piękn...nie,nie piękne. Nienawidzisz śmiechu i szczęścia,pamiętasz?
Wszyscy mogą być szczęśliwi oprócz ciebie,ty nie masz z kim.-dziękuję za wsparcie,mózgu.
-Wlekłaś mnie taki kawał żebym mógł zobaczyć skałę?-zirytował się Brooks.
-Chodziło mi bardziej o widok za nią,ale to głupie masz rację.-westchnęłam.
Po co cieszyć się widokami,pogodą,życiem skoro nie ma z kim?
-Ja muszę...muszę już iść.-podciągnęłam rękawy swetra do góry,co było błędem bo: a)Luke mógł zobaczyć moje blizny,czego nie chciałam. b)zrobiło się cholernie zimno,a nie chcę stracić czucia w ręce.
Szybko naciągnęłam rękaw  z powrotem i wstałam otrzepując przy okazji spodnie.
-Idziesz już? dlaczeg...-chciał zapytać,ale ja już ruszyłam w drogę powrotną.
-Nie pytaj,proszę.-odpowiedziałam i lunął deszcz.
Chciałam pobiec,ale zamiast tego nagle stanęłam.
Forde do jasnej cholery,to nie jest jakiś pieprzony film.Weź się w garść.
Nie możesz go tu zostawić w deszczu gdy nie zna drogi powrotnej. 
Poza tym nie rób z siebie ofiary. 
(nie ma to jak motywować samą siebie).
Z tyłu słyszałam jak chłopak biegł,byłam pewna,że chciał mnie okrzyczeć ale zamiast tego okrył mnie...swoją kurtką?


...........................................................................................
 Faith Fray - stara przyjaciółka Jenny.Płatna morderczyni,20 lat.
............................................................................................ 
Nie mogę zapisać zdjęć w komputerze,nie wiem dlaczego (that's why macie link). 
Trochę się spóźniłam,ale ważne,że w ogóle jest. W tym tygodniu nie będzie rozdziału gdyż mam szlaban (niegrzeczna ja) i piszę do was potajemnie haha.
Kath.




wtorek, 6 maja 2014

Rozdział 2

-No proszę,Panno Forde.Wiedziałam,że będą z tobą problemy,ale żeby tak już w pierwszy dzień?-westchnęła głośno Jennifer i podparła się na biodrze.
-Ja tylko sobie siedzę,jeśli on coś zrobił to nie mam z tym nic wspólnego.-uśmiechnęłam się zdenerwowana a chłopak uderzył mnie w bok.
-Nawet go nie znam.-dodałam ciągle wpatrując się w szare i zimne oczy dyrektor.
-A Pani kim jest,jeśli można?-wciął się ciemnowłosy.
No to cudownie...
-Jestem twoją dyrektorką,młodzieńcze.A ty kim jesteś?-uniosła do góry swoją zdecydowanie zbyt cieńką brew i ułożyła usta w wąską linijkę.
Widziałam jak playboy zdenerwowany pocierał dłonią kark.
-Ja jestem...yyy...jestem Jai.-wyszczerzył się i wyprostował.
-Nazwisko.-powiedziała twardo i beznamiętnie po czym poprawiła koka na czubku głowy.
Czyli jest źle,bardzo źle. 
Wspominałam już chyba,a jeśli nie to wspomnę teraz- dyrektor jest bardzo,bardzo surowa. Dzięki niej już 2 razy byłam zawieszona i tylko raz coś przeskrobałam.Zawsze gdy miała już w głowie jakiś szatański plan jak uprzykrzyć innym życie poprawiała koka i mamrotała coś.Podobno jest wiedźmą,wiec całkiem możliwe jest,że była to jakaś klątwa którą chce na nas złożyć,ale nadzieją wolę pozostać czy opcji zawieszenia.
-Brooks.
-Jai,Jai Brooks.Skąd ja cię znam chłopcze...-powiedziała sama do siebie i odchyliła w zamyśleniu głowę do tyłu.
-Nie ważne.Tak czy siak,obydwoje musicie napisać wypracowanie na 10 kartek o waszym Mardi Gras.Ubarwcie to jakoś i było by dobrze gdybyście spędzili trochę czasu razem,tak żeby wypracowanie było ciekawsze i bardziej szczegółowe.-uśmiechnęła się lekko pokazując tym swojego złotego zęba.
...Jak ona mnie obrzydza.
Obróciła się na pięcie i dodała - Tylko bez tych typowo młodzieżowych ordynarnych i perwersyjnych dodatków proszę.Macie czas do następnych lekcji kreatywnego pisania.
-Ale tak właściwie to za co?-wymsknęło się Jai'owi.
-Powinniście być w klasie na zajęciach.-wyjaśniła i odeszła.
 Wpakowałam swoją książkę do plecaka i założyłam na ramię.(plecak,nie książkę)
-Wredna baba.-zmarszczył brwi chłopak i spojrzał na mnie przepraszająco.
-Wiesz,ja jakoś to przeżyje...zdążyłam się przyzwyczaić.-poklepałam go po ramieniu.Jai uśmiechnął się i poprawił grzywkę.
-Idziesz na tą lekcję?
Pokręciłam przecząco głową.
-Ale ty musisz.Lekcja z życia River High numer 1-nigdy nie spóźniaj się na lekcje dyrektor,a jeśli już to zrobisz przynieś jej  Rafaello i bądź lizodupem do końca klasy.-poklepałam go po ramieniu i ruszyłam w stronę wyjścia.
-A ty gdzie? mamy wypracowanie do napisania!-krzyknął za mną za co *o dziwo* Gertruda go nie uszkodziła.
-Nasz Mardi Gras zacznie się dopiero w nocy.-puściłam mu perska i jedną nogą stałam za drzwiami.
-Powiedz mi przynajmniej jak masz na imię!
-Kathrine.
-Jestem Luke.-posłał krótki uśmiech,a ja wyszłam na korytarz.
Myślałam że ma na imię Jai...
     
                                            
                                                                        ✬


-Że niby podałaś mu moje imię?-zmarszczyła czoło Kath jednocześniej wgryzając się w czekoladowego batonika z automatu.
-No tak,w końcu skąd mogę wiedzieć kim on jest? a jeśli to kolejny kolega Ash'a który ma mnie mieć na oku? Pamiętasz przecież Scott'a...-zamyślona upiłam łyk dietetycznej coli.
-Przestań dramatyzować to było dawno i przecież brat cię przepraszał,nie? Obiecał że już się to nie powtórzy. A teraz dzięki mojej małej królowie dramy ja muszę zmienić imię,akurat gdy do szkoły doszli przystojni bracia i jakaś para gejów.-zrobiła smutną minę i oblizała palce z czekolady.
-Po pierwsze; podobno się odchudzasz a zjadasz 2 batona.Po drugie; od kiedy to lecisz na gejów?-uśmiechnęłam się znacząco za co dosyć mocno oberwałam z łokcia.
-Od zawsze,tyle że żaden jeszcze na mnie nie zwrócił uwagi.-zrobiła smutną minę i zabrała mi z ręki colę z której pociągnęła duży łyk.
-Ejj,to moje.-przymrużyłam oczy i założyłam ręce.
-No co? przecież się odchudzam,a ta cola jest dietetyczna.-wystawiła mi język i zaczęłyśmy się śmiać.
Zauważyłam to już wcześniej gdy byłam z Lukowym Jai'em,przez chwilę przestałam myśleć o mamię i Cameron'ie. 
Od razu zamilkłam i spuściłam głowę.
-Wracając do tematu,o jakich braciach mówisz?-spytałam podpierając brodę na ręce.Może zdążę się z którymś zakumplować zanim Kathrine zacznie się do nich dobierać.
-Więc nie widziałam ich jeszcze,ale wiem,że jeden nazywa się Jai a drugi to Luke.Jackie wzdycha o nich non stop,szczególnie coś uwiesiła się tego drugiego a pudle (tak Kath nazywa jej 2 słitaśne blond bff) tego Jai'a czy jakoś tak.-od razu poprawiłam się na miejscu.
Jednak Luke ma na imię Jai...a raczej jego brat,no ale dobra.
Więc z którym z nich mam spędzać wieczór? (nie ważne jak to brzmi)
-Jakieś szczegóły?-przygryzłam od środka policzek.
Dlaczego ja się tak stresuję? co z tego,że mogą się okazać dwoma bad dupkami którzy nie przeszli do następnej klasy,golą się nożem i wolą 6-letnie dziewczynki albo psy...
może skusiliby się też na starsze panie...już widzę co robią jak któreś przypadkiem wypadnie z rąk worek z ziemniakami,jak się schylają żeby je podnieść a oni zachodzą je od tyłu i...
-Jenna,jesteś? żyjesz? Jenna!-ktoś mną szturchał.Za pewnie była to Kathrine bo nikomu innemu na mnie nie zależy. 
A wracając do mojej wizji ze starszymi paniami,to mieszkanie z super zboczoną i doświadczoną kuzynką robi swoje. (czyt.ryje psyche i rozwala mózg)
-Tak,kurcze weź przestań bo urwę ci rękę.-właśnie,jak cholernie denerwuje mnie jak ktoś mi w czymś przeszkadza albo coś w tym stylu.
Podobno jestem wybuchowa,no ale jeśli ktoś puka po raz 10 do drzwi w toalecie i jęczy że musi sobie wyprostować włosy podczas gdy ty golisz sobie nogi,może wkurzyć. Tym bardziej,że wtedy się zacięłam i musiałam jechać do szpitala bo rana była duża
Dużo też mówię i myślę o paru  rzeczach na raz,ale to chyba już zdążyliście zauważyć.
-Znowu odleciałaś...-zatroskała się przyjaciółka.
-Wiem,że dziewczyną w filmach często się to zdarza i zazwyczaj myślą wtedy o jakieś mocnej randce z chłopakiem,ale u ciebie zaczyna się to robić niepokojące.
-Mniejsza z tym, mówiłaś coś o chłopakach...-zaczęłam.
-No tak,więc przyjechali z Los Angeles ale wnioskując po ich akcencie który podobno mają,są z Australii.Wszystkie dziewczyny mówią też,że mają dobre brzuchy i jeden z nich robi za tego bad,ale jeszcze nie wiem który.Więc go sobie zaklepuję.Noi to chyba wszystko,ominęłam część w której Holy opowiadała jacy to są seksowni ale wolę najpierw sama to ocenić,bo wiesz...-dodała po cichu.
-Jestem mistrzem.-przedrzeźniłam ją robiąc przy tym takie miny i gesty,że gdyby mnie wtedy zobaczyła to chyba by mnie udusiła.Powiedziałyśmy to równocześnie,tyle że Kathrine dodała ten swój słynny zarzut włosami.
(Taki typowo blondynkowaty,ale u niej mi to nie przeszkadzało)
-A jak w ogóle ma na imię ten twój gość z którym masz iść na tą randkę?-założyła nogę na nogę ciemnowłosa i zilustrowała mnie wzrokiem.
Jak dobrze,że jestem perfekcyjnym kłamcą.
-To nie będzie randka,tylko zło konieczne.Jeniffer mi kazała.I ma na imię Cole.-pokazałam jej język i wstałam z zimnego blatu w kuchni.
-Ta jasne,a ja mam tyłek jak Kardashian.-zaśmiała się.
-Kwestionujesz jego imię?
Poprawiłam bluzkę i zaczęłam iść w stronę swojego pokoju,ale na mojej stronie stanął uśmiechnięty brat.
-Cześć siostrzyczko,jak ci minął dzień?-wyminęłam go,ale stanął przed drzwiami do mojego pokoju i skutecznie zagrodził mi wejście.
-Ugh,no całkiem okay.O 21 wychodzę ze znajomymi do Bourbon Street.-uśmiechnęłam się lekko z nadzieją ze to przekona go do tego,żebym mogła wyjść.
-Nigdzie nie pójdziesz.
-Pójdę.
Brat objął mnie i zaczął mocno przytulać (tak denerwująco) mówiąc cały czas; Kocham Cię ale nigdzie nie wyjedziesz.
-A co się tutaj dzieje?-w holu w pół kroku zatrzymała się Faye.
-Ash zabrania mi wyjść z Kath wieczorem.
-Co? miałaś iść ze znajomymi.-momentalnie się ode mnie odkleił.
-Eeee...no tak,ze znajomymi Kath.-w myślach od razu skarciłam się za nazwanie siebie perfekcyjną kłamczuchą. Albo nie,byłam nią,ale z aktorstwem było gorzej-to lepiej brzmi.
-Ash,ona ma 17 lat,jest dorosła jeśli chcę iść do miejsca gdzie nie będzie napalonych chłopaków,Włoskiej mafii i alkoholu oraz innych używek (spojrzała na mnie żeby się upewnić czy na pewno ich tam nie będzie),to niech idzie.-powiedziała stanowczo.
-Za dużo kobiet jest w tym domu.-poszedł sobie w inną stronę,a ja posłałam Faye buziaka.

                                                                            ✬



-Luke gdzie ty jesteś? jeszcze chwila i nas nie wpuszczą!-wydarłam się do przestrzeni,bo mądry playboy nie podał mi swojego numeru telefonu i musiałam czekać na niego w umówionym miejscu.
-Powiedziałaś Luke?-odezwał się za mną czyjś głos.
Lekko przestraszona obróciłam się na pięcie w stronę przestrzeni z której odezwał się głos.
Przede mną stała ubrana w czerwoną sukienkę i wysokie szpilki Kathrine.
-Znaczy Cole,chciałam powiedzieć Cole...jestem zmęczona.-szybko odpowiedziałam.
-Co ty tutaj robisz? szłaś za mną?-podeszłam o krok bliżej.
-Nieeee...-od razu zaprzeczyła.
Podniosłam brew.
-No dobra,może przeszłam się za tobą kawałek,ale to tylko dlatego że chciałam zobaczyć tego twojego chłopaka ,,Cole'a''-zrobiła z palców cudzysłów i podparła się na biodrze.
Jak ona mnie czasami irytuje...
-Piękna, gdzie ty...-z mroku nieoświetlonych krzaków  wyłonił się Luke i przerwał w pół zdania,zatrzymał się i wlepił w nas wzrok. Zaraz za nim wyłonił się cień,który potem okazał się być cieniem jego...klona?





------------------------------------------------------------------------------------ 
No witam :3 jak ja okropna jestem w pisaniu czegoś od siebie...ogólnie jestem okropna w pisaniu,dlatego oczy prawie mi  wyszły z czaszki jak zobaczyłam że powód  dla którego zaczęłam pisać ff skomentował mi post. (Tak Vicky,mowa o tobie).
Ten rozdział kompletnie mi się nie podoba,wyszedł jakiś taki nijaki,ale to dopiero 2 post więc akcja się jeszcze rozkręci #pinkypromise i postaram się też nie pisać jakby zabrakło mi leków na adhd (chodzi głównie o to przeskakiwanie z jednego tematu na drugi). A więc,posty prawdopodobnie będą pojawiać się 1-2 razy w tygodniu,chyba w piątki o ile moje stopnie dadzą mi pożyć do następnej klasy. Z Luke'a zrobiłam tutaj trochę takiego chłoptasia a nie prawdziwego Brooks'a no ale skoro ma misję żeby kogoś usunąć to jeszcze pokaże swój prawdziwy charakterek.Napiszcie też jakiej długości powinni być posty,dłuższe czy takie jak teraz. I to tyle chyba... 
Kathrine
(ciągle nie wiem jak się podpisać,jakieś pomysły? haha)