Bohaterowie.

poniedziałek, 26 maja 2014

Rozdział 3

Kathrine zgrabnie jak na właścicielkę tipsów dla  Nicki Minaj otworzyła metalowe drzwi od starej wytwórni pakowanego mięsa.
(chociaż nie mam pojęcia jak tipsy mogą przeszkadzać w otwieraniu drzwi.)
 Luke pomógł nam przytrzymać dość ciężkie drzwi gdy wchodziłyśmy do środka.
Wewnątrz już dudnił remix Summertime Sandess który był znakiem dla mnie i Kath,że Kojoty wraz z Faith są już na miejscu i na nas czekają.
Musieliśmy się przepychać przez tłumy spoconych,ocierających się o siebie ludzi złączonych w tańcu którego większość katolików by nie pochwaliła.
Jak ja nie lubię takich miejsc. Nie chodzi wcale o opuszczone fabryki gdzie z sufitu zwisają haki na mięso i dużo innych niebezpiecznych i ostrych przedmiotów,ale o kluby. Chociaż to bym bardziej nazywała rejwem,same shit.
Wolę posiedzieć w domu z mrożoną Latte i dobrą książką w ręku,najlepiej też z słuchawkami w uszach,ale mieszkam z mafią więc nie będę prosić o wiele.
Kątem oka zauważyłam jak Kathrine odciąga bliźniaka od reszty i zaciąga na ,,parkiet''. (czyt.brudną podłogę obsypaną kolorowym brokatem wyglądającym jak wymiociny jednorożca).
Chwyciłam Brooks'a za nadgarstek i wyminęłam kolejną grupkę osób,jakieś skąpo ubrane laski próbowały zaczepić Luke'a ale na to nie zwrócił uwagi.
Na skraju sali zauważyłam ciemną dziewczynę z czerwonymi kontaktami na oczach i specyficznym dla Kojotów wisiorem z trójkątem i zębami.
Dziewczyna lekko uniosła kąciki ust widząc mnie,co było dość dziwne,bo za mną nie przepada.
Przyspieszyłam kroku a chłopak razem ze mną. Po kilku sekundach znaleźliśmy się już koło Deborah która zmierzyła nas wzrokiem i niechętnie otworzyła drzwi na zaplecze.
Zdezorientowany Luke spojrzał na mnie niepewnie a ja tylko kiwnęłam głową i weszliśmy do środka.
-Jen,kochanie już jesteś!-wstał z fotela i przywitał mnie swoim wkurzającym głosem Nash.
-Jen?-powtórzył pytająco Playboy.
-Tak na mnie mówią.-wzruszyłam ramionami. 
Miejmy nadzieję że ta moja aktorska obojętność zbije go z tropu i nadal będzie myślał,że mam na imię Kathrine.
-Darujmy sobie tą szopkę z ,,jak bardzo urosłaś i wypiękniałaś'' i po prostu daj nam przejść.-uśmiechnęłam się sztucznie na co chłopak zareagował szerokim uśmiechem.
-Przecież wiesz...zaczął ale nie dałam mu dokończyć.
-Tak wiem,ale jest Mardi Gras a ja muszę zobaczyć się z matką.
Drzwi uchyliły się a do pomieszczenia weszła Faith stukając przy tym swoimi długimi za kolana,wysokimi czarnymi obcasami.
-Nash,daj spokój.Wpuść ich.-powiedziała podpalając papierosa którego chwilę wcześniej wyciągnęła z torebki.
-Albo co,kocico? podrapiesz mnie?-oblizał wargi a ja zniesmaczyłam się.
-Albo...-powiedziała,ale zatrzymała swój wzrok na Luke'u i umilkła.
Pewnie powiedziałaby coś w stylu ,,Pożegnasz się ze swoją obstawą,młotku.''-bo często tak mówi,ale na szczęście pohamowała się.
-Widzę,że przyprowadziłaś znajomego. W porządku więc,wpuście ich.-powiedział jakby sam do siebie,bo nikt go nie słuchał.
Sługusy tego idioty wreszcie przepuściły nas do kolejnych drzwi,odwróciłam się i posłałam Faith krótki uśmiech który ona od razu odwzajemniła perskiem i drzwi się zamknęły. 
Zapanowała ciemność. Luke mocniej ścisnął mój nadgarstek.
-Tylko nie mów księżniczko,że boisz się ciemnośći.-przewróciłam oczami.
-Nie,ale wiesz...jestem w ciemnym pomieszczeniu zamknięty z dziewczyną która zaprowadziła mnie do gościa który wyglądał jak alfons.To Nowy Orlean,wszystko może się wydarzyć.-westchnął a ja chcąc uderzyć go w ramię,chyba trafiłam w oko,bo pisnął jak mała dziewczynka na swoim pierwszym ''wdż''.
Postanowiłam się dłużej nad nim nie znęcać i nie trzymać go w niepewności więc po prostu otworzyłam drzwi i wyszłam na zewnątrz.
Błyskało się i wiał wiatr,ale postanowiłam,że muszę znowu to zobaczyć.
-No świetnie,a teraz jesteśmy na cmentarzu.-słusznie zawuażył Playboy. 
Nawet bystry jest jak na mięśniaka.
(Btw.miejmy nadzieję że mięśniaki z Australii są inteligentni i normalni,fajni a nie tacy jak ci z okolicy,tępi i obeznani w drogach niejednej dziewczyny.)
-Nie mów,że cmentarzy też się boisz.-teatralnie westchnęłam i puściłam jego nadgarstek który cały czas ściskałam z niewiadomych powodów.
(wygląda na to,że ja też jestem sarkastycznie bardzo bystra.) 
-Chcesz mnie tu teraz pobić i pogrzebać żywcem?-spytał i włożył ręce do kieszeni,przez moment wydawało mi się,że rysuje się tam kształt pistoletu,ale to nie możliwe. (prawda?)
-Rozważę to,ale teraz choć.
Ruszyłam przed siebie omijając przy okazji stare,porośnięte mchem i najwyższy tylko wie,czym jeszcze nagrobki.
Prawie nie zaliczyłam gleby przez jakiegoś ,,Edwarda Wilsona'' który zmarł w 92,ale na moje szczęście (jego nie bo uwaliłam go przy okazji błotem) Luke mnie złapał.
Cicho mu podziękowałam i wróciliśmy do omijania nagrobków z obawą o życie.
-Wiesz,gdybym wiedziała że będzie tak niezręcznie cicho to może poszukałabym na zapytaj.com jakiś tematów do rozmów.-zaśmiałam się cicho.
-Zapytaj.com?
No tak,Jenna geniusz zapomniała,że on nie ma pojęcia co to jest.
-Nevermind.-odpowiedziałam.
-Szybciej,dochodzimy.-pociągnęłam go znowu w stronę gęstwiny drzew wyjętych rodem z klasycznego horroru. 
Ogólnie wszystko tu przypominało horror; cmentarz,kruki,błoto,ciemne drzewa bez liści powyginane na różne strony.
Po jakiś 4 minutach doszliśmy  na miejsce.
Stanęłam zadowolona na skale i wbiłam wzrok w Nowy Orlean w nocy. 

Błyskawice wokół,a miasto jakby otulone pierzyną ze świateł,śmiechu i szczęścia. 
Piękn...nie,nie piękne. Nienawidzisz śmiechu i szczęścia,pamiętasz?
Wszyscy mogą być szczęśliwi oprócz ciebie,ty nie masz z kim.-dziękuję za wsparcie,mózgu.
-Wlekłaś mnie taki kawał żebym mógł zobaczyć skałę?-zirytował się Brooks.
-Chodziło mi bardziej o widok za nią,ale to głupie masz rację.-westchnęłam.
Po co cieszyć się widokami,pogodą,życiem skoro nie ma z kim?
-Ja muszę...muszę już iść.-podciągnęłam rękawy swetra do góry,co było błędem bo: a)Luke mógł zobaczyć moje blizny,czego nie chciałam. b)zrobiło się cholernie zimno,a nie chcę stracić czucia w ręce.
Szybko naciągnęłam rękaw  z powrotem i wstałam otrzepując przy okazji spodnie.
-Idziesz już? dlaczeg...-chciał zapytać,ale ja już ruszyłam w drogę powrotną.
-Nie pytaj,proszę.-odpowiedziałam i lunął deszcz.
Chciałam pobiec,ale zamiast tego nagle stanęłam.
Forde do jasnej cholery,to nie jest jakiś pieprzony film.Weź się w garść.
Nie możesz go tu zostawić w deszczu gdy nie zna drogi powrotnej. 
Poza tym nie rób z siebie ofiary. 
(nie ma to jak motywować samą siebie).
Z tyłu słyszałam jak chłopak biegł,byłam pewna,że chciał mnie okrzyczeć ale zamiast tego okrył mnie...swoją kurtką?


...........................................................................................
 Faith Fray - stara przyjaciółka Jenny.Płatna morderczyni,20 lat.
............................................................................................ 
Nie mogę zapisać zdjęć w komputerze,nie wiem dlaczego (that's why macie link). 
Trochę się spóźniłam,ale ważne,że w ogóle jest. W tym tygodniu nie będzie rozdziału gdyż mam szlaban (niegrzeczna ja) i piszę do was potajemnie haha.
Kath.




wtorek, 6 maja 2014

Rozdział 2

-No proszę,Panno Forde.Wiedziałam,że będą z tobą problemy,ale żeby tak już w pierwszy dzień?-westchnęła głośno Jennifer i podparła się na biodrze.
-Ja tylko sobie siedzę,jeśli on coś zrobił to nie mam z tym nic wspólnego.-uśmiechnęłam się zdenerwowana a chłopak uderzył mnie w bok.
-Nawet go nie znam.-dodałam ciągle wpatrując się w szare i zimne oczy dyrektor.
-A Pani kim jest,jeśli można?-wciął się ciemnowłosy.
No to cudownie...
-Jestem twoją dyrektorką,młodzieńcze.A ty kim jesteś?-uniosła do góry swoją zdecydowanie zbyt cieńką brew i ułożyła usta w wąską linijkę.
Widziałam jak playboy zdenerwowany pocierał dłonią kark.
-Ja jestem...yyy...jestem Jai.-wyszczerzył się i wyprostował.
-Nazwisko.-powiedziała twardo i beznamiętnie po czym poprawiła koka na czubku głowy.
Czyli jest źle,bardzo źle. 
Wspominałam już chyba,a jeśli nie to wspomnę teraz- dyrektor jest bardzo,bardzo surowa. Dzięki niej już 2 razy byłam zawieszona i tylko raz coś przeskrobałam.Zawsze gdy miała już w głowie jakiś szatański plan jak uprzykrzyć innym życie poprawiała koka i mamrotała coś.Podobno jest wiedźmą,wiec całkiem możliwe jest,że była to jakaś klątwa którą chce na nas złożyć,ale nadzieją wolę pozostać czy opcji zawieszenia.
-Brooks.
-Jai,Jai Brooks.Skąd ja cię znam chłopcze...-powiedziała sama do siebie i odchyliła w zamyśleniu głowę do tyłu.
-Nie ważne.Tak czy siak,obydwoje musicie napisać wypracowanie na 10 kartek o waszym Mardi Gras.Ubarwcie to jakoś i było by dobrze gdybyście spędzili trochę czasu razem,tak żeby wypracowanie było ciekawsze i bardziej szczegółowe.-uśmiechnęła się lekko pokazując tym swojego złotego zęba.
...Jak ona mnie obrzydza.
Obróciła się na pięcie i dodała - Tylko bez tych typowo młodzieżowych ordynarnych i perwersyjnych dodatków proszę.Macie czas do następnych lekcji kreatywnego pisania.
-Ale tak właściwie to za co?-wymsknęło się Jai'owi.
-Powinniście być w klasie na zajęciach.-wyjaśniła i odeszła.
 Wpakowałam swoją książkę do plecaka i założyłam na ramię.(plecak,nie książkę)
-Wredna baba.-zmarszczył brwi chłopak i spojrzał na mnie przepraszająco.
-Wiesz,ja jakoś to przeżyje...zdążyłam się przyzwyczaić.-poklepałam go po ramieniu.Jai uśmiechnął się i poprawił grzywkę.
-Idziesz na tą lekcję?
Pokręciłam przecząco głową.
-Ale ty musisz.Lekcja z życia River High numer 1-nigdy nie spóźniaj się na lekcje dyrektor,a jeśli już to zrobisz przynieś jej  Rafaello i bądź lizodupem do końca klasy.-poklepałam go po ramieniu i ruszyłam w stronę wyjścia.
-A ty gdzie? mamy wypracowanie do napisania!-krzyknął za mną za co *o dziwo* Gertruda go nie uszkodziła.
-Nasz Mardi Gras zacznie się dopiero w nocy.-puściłam mu perska i jedną nogą stałam za drzwiami.
-Powiedz mi przynajmniej jak masz na imię!
-Kathrine.
-Jestem Luke.-posłał krótki uśmiech,a ja wyszłam na korytarz.
Myślałam że ma na imię Jai...
     
                                            
                                                                        ✬


-Że niby podałaś mu moje imię?-zmarszczyła czoło Kath jednocześniej wgryzając się w czekoladowego batonika z automatu.
-No tak,w końcu skąd mogę wiedzieć kim on jest? a jeśli to kolejny kolega Ash'a który ma mnie mieć na oku? Pamiętasz przecież Scott'a...-zamyślona upiłam łyk dietetycznej coli.
-Przestań dramatyzować to było dawno i przecież brat cię przepraszał,nie? Obiecał że już się to nie powtórzy. A teraz dzięki mojej małej królowie dramy ja muszę zmienić imię,akurat gdy do szkoły doszli przystojni bracia i jakaś para gejów.-zrobiła smutną minę i oblizała palce z czekolady.
-Po pierwsze; podobno się odchudzasz a zjadasz 2 batona.Po drugie; od kiedy to lecisz na gejów?-uśmiechnęłam się znacząco za co dosyć mocno oberwałam z łokcia.
-Od zawsze,tyle że żaden jeszcze na mnie nie zwrócił uwagi.-zrobiła smutną minę i zabrała mi z ręki colę z której pociągnęła duży łyk.
-Ejj,to moje.-przymrużyłam oczy i założyłam ręce.
-No co? przecież się odchudzam,a ta cola jest dietetyczna.-wystawiła mi język i zaczęłyśmy się śmiać.
Zauważyłam to już wcześniej gdy byłam z Lukowym Jai'em,przez chwilę przestałam myśleć o mamię i Cameron'ie. 
Od razu zamilkłam i spuściłam głowę.
-Wracając do tematu,o jakich braciach mówisz?-spytałam podpierając brodę na ręce.Może zdążę się z którymś zakumplować zanim Kathrine zacznie się do nich dobierać.
-Więc nie widziałam ich jeszcze,ale wiem,że jeden nazywa się Jai a drugi to Luke.Jackie wzdycha o nich non stop,szczególnie coś uwiesiła się tego drugiego a pudle (tak Kath nazywa jej 2 słitaśne blond bff) tego Jai'a czy jakoś tak.-od razu poprawiłam się na miejscu.
Jednak Luke ma na imię Jai...a raczej jego brat,no ale dobra.
Więc z którym z nich mam spędzać wieczór? (nie ważne jak to brzmi)
-Jakieś szczegóły?-przygryzłam od środka policzek.
Dlaczego ja się tak stresuję? co z tego,że mogą się okazać dwoma bad dupkami którzy nie przeszli do następnej klasy,golą się nożem i wolą 6-letnie dziewczynki albo psy...
może skusiliby się też na starsze panie...już widzę co robią jak któreś przypadkiem wypadnie z rąk worek z ziemniakami,jak się schylają żeby je podnieść a oni zachodzą je od tyłu i...
-Jenna,jesteś? żyjesz? Jenna!-ktoś mną szturchał.Za pewnie była to Kathrine bo nikomu innemu na mnie nie zależy. 
A wracając do mojej wizji ze starszymi paniami,to mieszkanie z super zboczoną i doświadczoną kuzynką robi swoje. (czyt.ryje psyche i rozwala mózg)
-Tak,kurcze weź przestań bo urwę ci rękę.-właśnie,jak cholernie denerwuje mnie jak ktoś mi w czymś przeszkadza albo coś w tym stylu.
Podobno jestem wybuchowa,no ale jeśli ktoś puka po raz 10 do drzwi w toalecie i jęczy że musi sobie wyprostować włosy podczas gdy ty golisz sobie nogi,może wkurzyć. Tym bardziej,że wtedy się zacięłam i musiałam jechać do szpitala bo rana była duża
Dużo też mówię i myślę o paru  rzeczach na raz,ale to chyba już zdążyliście zauważyć.
-Znowu odleciałaś...-zatroskała się przyjaciółka.
-Wiem,że dziewczyną w filmach często się to zdarza i zazwyczaj myślą wtedy o jakieś mocnej randce z chłopakiem,ale u ciebie zaczyna się to robić niepokojące.
-Mniejsza z tym, mówiłaś coś o chłopakach...-zaczęłam.
-No tak,więc przyjechali z Los Angeles ale wnioskując po ich akcencie który podobno mają,są z Australii.Wszystkie dziewczyny mówią też,że mają dobre brzuchy i jeden z nich robi za tego bad,ale jeszcze nie wiem który.Więc go sobie zaklepuję.Noi to chyba wszystko,ominęłam część w której Holy opowiadała jacy to są seksowni ale wolę najpierw sama to ocenić,bo wiesz...-dodała po cichu.
-Jestem mistrzem.-przedrzeźniłam ją robiąc przy tym takie miny i gesty,że gdyby mnie wtedy zobaczyła to chyba by mnie udusiła.Powiedziałyśmy to równocześnie,tyle że Kathrine dodała ten swój słynny zarzut włosami.
(Taki typowo blondynkowaty,ale u niej mi to nie przeszkadzało)
-A jak w ogóle ma na imię ten twój gość z którym masz iść na tą randkę?-założyła nogę na nogę ciemnowłosa i zilustrowała mnie wzrokiem.
Jak dobrze,że jestem perfekcyjnym kłamcą.
-To nie będzie randka,tylko zło konieczne.Jeniffer mi kazała.I ma na imię Cole.-pokazałam jej język i wstałam z zimnego blatu w kuchni.
-Ta jasne,a ja mam tyłek jak Kardashian.-zaśmiała się.
-Kwestionujesz jego imię?
Poprawiłam bluzkę i zaczęłam iść w stronę swojego pokoju,ale na mojej stronie stanął uśmiechnięty brat.
-Cześć siostrzyczko,jak ci minął dzień?-wyminęłam go,ale stanął przed drzwiami do mojego pokoju i skutecznie zagrodził mi wejście.
-Ugh,no całkiem okay.O 21 wychodzę ze znajomymi do Bourbon Street.-uśmiechnęłam się lekko z nadzieją ze to przekona go do tego,żebym mogła wyjść.
-Nigdzie nie pójdziesz.
-Pójdę.
Brat objął mnie i zaczął mocno przytulać (tak denerwująco) mówiąc cały czas; Kocham Cię ale nigdzie nie wyjedziesz.
-A co się tutaj dzieje?-w holu w pół kroku zatrzymała się Faye.
-Ash zabrania mi wyjść z Kath wieczorem.
-Co? miałaś iść ze znajomymi.-momentalnie się ode mnie odkleił.
-Eeee...no tak,ze znajomymi Kath.-w myślach od razu skarciłam się za nazwanie siebie perfekcyjną kłamczuchą. Albo nie,byłam nią,ale z aktorstwem było gorzej-to lepiej brzmi.
-Ash,ona ma 17 lat,jest dorosła jeśli chcę iść do miejsca gdzie nie będzie napalonych chłopaków,Włoskiej mafii i alkoholu oraz innych używek (spojrzała na mnie żeby się upewnić czy na pewno ich tam nie będzie),to niech idzie.-powiedziała stanowczo.
-Za dużo kobiet jest w tym domu.-poszedł sobie w inną stronę,a ja posłałam Faye buziaka.

                                                                            ✬



-Luke gdzie ty jesteś? jeszcze chwila i nas nie wpuszczą!-wydarłam się do przestrzeni,bo mądry playboy nie podał mi swojego numeru telefonu i musiałam czekać na niego w umówionym miejscu.
-Powiedziałaś Luke?-odezwał się za mną czyjś głos.
Lekko przestraszona obróciłam się na pięcie w stronę przestrzeni z której odezwał się głos.
Przede mną stała ubrana w czerwoną sukienkę i wysokie szpilki Kathrine.
-Znaczy Cole,chciałam powiedzieć Cole...jestem zmęczona.-szybko odpowiedziałam.
-Co ty tutaj robisz? szłaś za mną?-podeszłam o krok bliżej.
-Nieeee...-od razu zaprzeczyła.
Podniosłam brew.
-No dobra,może przeszłam się za tobą kawałek,ale to tylko dlatego że chciałam zobaczyć tego twojego chłopaka ,,Cole'a''-zrobiła z palców cudzysłów i podparła się na biodrze.
Jak ona mnie czasami irytuje...
-Piękna, gdzie ty...-z mroku nieoświetlonych krzaków  wyłonił się Luke i przerwał w pół zdania,zatrzymał się i wlepił w nas wzrok. Zaraz za nim wyłonił się cień,który potem okazał się być cieniem jego...klona?





------------------------------------------------------------------------------------ 
No witam :3 jak ja okropna jestem w pisaniu czegoś od siebie...ogólnie jestem okropna w pisaniu,dlatego oczy prawie mi  wyszły z czaszki jak zobaczyłam że powód  dla którego zaczęłam pisać ff skomentował mi post. (Tak Vicky,mowa o tobie).
Ten rozdział kompletnie mi się nie podoba,wyszedł jakiś taki nijaki,ale to dopiero 2 post więc akcja się jeszcze rozkręci #pinkypromise i postaram się też nie pisać jakby zabrakło mi leków na adhd (chodzi głównie o to przeskakiwanie z jednego tematu na drugi). A więc,posty prawdopodobnie będą pojawiać się 1-2 razy w tygodniu,chyba w piątki o ile moje stopnie dadzą mi pożyć do następnej klasy. Z Luke'a zrobiłam tutaj trochę takiego chłoptasia a nie prawdziwego Brooks'a no ale skoro ma misję żeby kogoś usunąć to jeszcze pokaże swój prawdziwy charakterek.Napiszcie też jakiej długości powinni być posty,dłuższe czy takie jak teraz. I to tyle chyba... 
Kathrine
(ciągle nie wiem jak się podpisać,jakieś pomysły? haha) 


 

czwartek, 24 kwietnia 2014

Rozdział 1

Chwilę po wejściu na dziedziniec ze wszystkich stron otoczyły mnie ,,wielkoduszne'' plastiki z górnej półki szkolnej hierarchii. No tak,nie ma lepszej okazji do zaistnienia w oczach uczniów jako ta z wielkim sercem,pomagająca i troszcząca się o innych,niż polansować się w towarzystwie skrzywdzonej proponując jej pomoc.
Jackie wraz z dwójką jej farbowanych na blond przyjaciółek *są niskie więc wyglądały przy niej komicznie,niczym jej  własne chiuchua* zrobiły rozanielone oczy i zaczęły klepać mnie po ramieniu mamrocząc dobrze każdemu znaną formułkę -Wszystko będzie dobrze.
Gówno prawda,dobrze to może być z jej szpilką gdy złamię się obcas i odda buta do naprawy,a nie kiedy umiera twoja rodzina.
-Jackie,nie rób scen,proszę.-uśmiechnęłam się przez  zaciśnięte zęby i zrzuciłam jej zatipsowaną rękę z ramienia.
-Jakbyś czegoś potrzebowała...
-Na przykład porad w sprawie mody.-wciął się w pół zdania blond pies i skrzywił.
Jackie skarciła ją wzrokiem ale mimowolnie się uśmiechnęła.
-Czegokolwiek...-dodała i zarzuciła włosy do tyłu widząc przez ramię, jak przechodzi za nią jakaś grupka chłopaków.
Wykorzystałam okazję i wymsknęłam się z tłumu ślepo wpatrzonych w plastiki uczniów.
Pod drzewem czekała już na mnie Kathrine z lizakiem w ustach.
Uśmiechnęła się szeroko i zaczęła żywo machać w moją stronę.
Chociaż bardzo próbowałam,nie byłam w stanie odwzajemnić entuzjazmu.
-Cześć kicia, Pan Schwiklemann podobno znalazł sobie dziewczynę i teraz urywa się z lekcji więc wszyscy idą na wagary.Skusisz się? ale wiesz....no homo.-powiedziała ciemnowłosa robiąc palcem ,,nasz'' gest -no homo. 
Nie wiem dlaczego tak robiłyśmy,chyba przyzwyczajenie. Za każdym razem gdy mówiłyśmy o czymś,co może mieć jakiś podtekst albo się skojarzyć,na koniec dodawałyśmy ,,no homo''.
-Nie mam ochoty odpowiadać na te wszystkie pytania. A jeśli Jackie jeszcze raz mnie dotknie to zobaczy moje śniadanie. Posiedzę w bibliotece.-powiedziałam beznamiętnie.
Znając moją kochaną kuzynką pewnie wybierze (...)
-Dobra,jak chcesz to ja idę do Justina bo podobno kupił sobie harleya i ma mnie gdzieś zawieść.-podskoczyła entuzjastycznie klaszcząc dłońmi.
*Yay cieszmy się,że moja inteligentna o rok starsza kuzynka nie zrozumiała aluzji*
-To papa.-cmoknęła mnie w policzek i podbiegła do jakiegoś *prawdopodobnie* nowego *i kolejnego* bad boy'a. Przytuliła się do niego i jak to ma w zwyczaju robić z facetami ,,przypadkiem'' sprawdziła czy ma bicepsy. 
Przewróciłam oczami i odwróciłam się na pięcie.
Pan Schwikle wreszcie znalazł sobie dziewczynę.
Prawdę mówiąc jestem trochę w szoku,ale to daje mi nadzieję.
No bo w końcu jeśli 47-letni nauczyciel kreatywnego pisania z łysiną,wagą na pewno przekraczającą 90 kg,zawsze ubranym w rybi krawat i pachnący tanią wodą kolońską może znaleźć sobie dziewczynę,to może i ja nie umrę samotnie (?). Kto wie.
Jak w jednej z piosenek The Pretty Reckless -Heaven Knows.
Pchnięciem ręki otworzyłam przeszklone  drzwi szkoły i weszłam na korytarz w którym roiło się od nauczycieli. 
No tak,nie powinno ich tutaj w ogóle być,ale moja kochana szkoła *jako jedyna* co roku w Mardi Gras funduje nam 3 godzinne lekcję kreatywnego pisania,żebyśmy byli twórczo przygotowani na burzę kolorów która ma się pojawić z każdej strony już wieczorem.
Nie miało to najmniejszego sensu,no ale przecież z dyrektorką się nie dyskutuje.
*Podobno*
Zgrabnie wyminęłam przechodni i weszłam do przyjemnie pachnącej książkami biblioteki. 
Byłam tutaj jako jedna z nielicznych w tym okresie. Ogólnie często tutaj przychodziłam,od rozpoczęcia szkoły a nadal nie znam wszystkich kątów.
To jest jak drewniany labirynt,łatwo można się zgubić.
Minęłam się z Jack'iem,szkolnym kujonem gnębionym przez innych,ale mimo to zawsze z niewiadomych powodów uśmiechnięty. *Niektórzy mówią że uśmiech nie schodzi mu z twarzy bo jest tak niski,że może bez problemu niezauważony wejść do damskiej toalety i podglądać*.
Przywitałam się gestem dłoni z Gertrudą,która pilnuje porządku i usiadłam w kącie na skórzanej długiej sofie.
Wyciągnęłam z plecaka książkę L.J Smith ,Pamiętniki Wampirów' i wczytałam się w nią.
Książka bardzo mnie wciągnęła więc nosiłam ją ze sobą praktycznie wszędzie. 
Miałam nadzieję,że może romans Eleny z Damonem chociaż na chwilę wyciągnie mnie z tego gównianego świata i przeniesie do Mystic Falls,ale jak mówią-Nadzieja matką głupich.
Wplotłam palce we włosy i głośno westchnęłam,na tyle głośno że Gertruda uciszyła mnie swoim ,Shhhh' nieźle mnie przy tym plując.
Obróciłam się i spojrzałam w stronę Jack'a który znowu się uśmiechał i chyba mi machał.
Zapatrzyłam się w niego *wyglądał gorzej niż zwykle*,mój wzrok skupił się na przestrzeni za nim,na szybie. 
Jakiś na ciemno ubrany chłopak przeczesywał palcami włosy z niebieskim pasemkiem i z niewyraźną miną  nie reagował na zaloty dziewczyn oblegających go z każdej strony.
Trochę mnie to rozbawiło bo nawet Jackie tam była i została odpędzona. 

Chłopak uśmiechnął się i wbił spojrzenie w szybę. Miałam wrażenie jakby patrzył się na kogoś za mną.
Ale zaraz....geniuszu
Ty też patrzysz się w szybę a on jest po jej drugiej stronie.
Playboy *bo tak go chyba będę nazywać* uśmiechnął się lekko wyraźnie pokazując tym białe zęby. 
To patrzenie się w szybę trochę za długo trwało więc odwróciłam wzrok a on zaraz po mnie.
Dziwne uczucie.
Playboy zniknął mi z oczu a razem z nim grupa żenujących dziewczyn.
Wyglądały jak zakochane,moja mama pewnie powiedziałaby że ,,zakochały się od pierwszego wejrzenia''.
Ale czy to jest w ogóle możliwe? To strasznie płytkie,zakochać się w czyjeś urodzie i jeszcze porównywać to do prawdziwej miłości.
Miłość...ugh 
Fajna sprawa,dopóki nie zdasz sobie sprawy z tego,że to nie będzie trwało wiecznie i prędzej czy później i tak się coś spieprzy.
Ponownie spojrzałam w szybę,ale tym razem na Kath.
Przyjaciółka zaliczała właśnie 2 bazę ze swoim nowo poznanym *tak mi się wydaję,trochę mnie tutaj nie było* ,,kolegą''.
Skrzywiłam się i znowu odwróciłam wzrok.
Fu,jakiś za wysoki ten facet.Założę się że tylko udaję nastolatka a tak naprawdę ma z 25 lat i jest pedofilem.
 Drzwi biblioteki głośno zaskrzypiały i szeroko się otworzyły.
Momentalnie wbiłam wzrok w książkę,nie chciałabym żeby ktoś mnie tutaj zobaczył. Samą,chowającą się przed innymi czytając paranormalny romans.
 Od podłogi odbił się dźwięk pisku gumy pocierającej o drewno. 
Widzę że ktoś ma trampki. 
Oby converse i będę żyła nadzieją że to Kurt Cobain zmartwychwstał i do mnie idzie.
Zaśmiałam się po cichu w myślach wyobrażając sobie jak wokalista obejmuje mnie i namiętnie całuje.
-Wolne?-przerwał mi zachrypnięty głos.
Wzdrygnęłam się i spojrzałam do góry prosto w twarz przystojnego pana playboy'a.
-Jasne.-jąknełam się i to wcale nie dlatego że był przystojny miał motocyklówkę i kolczyka w wardze. To naprawdę nie dlatego!! 
No dobra,może trochę.


......................................................................................................................
Przepraszam za spóźnienie ale niestety nie miałam dostępu do internetu i chęci też trochę brakowało :p
Ale już jest okay,macie rozdział i mam nadzieję że się spodoba chociaż póki co jest trochę przewidywalnie i krótki,potem będzie na odwrót i ciekawiej.
Dziękuję za wszystkie komentarze,bo to mi bardzo pomogło.
Do następnego
-Kathrine xs


poniedziałek, 7 kwietnia 2014

~Postacie

:.:


 06/10/1997
Jenna Forde
Jej matka i chłopak zostali brutalnie zamordowani,więc dziewczyna była zmuszona
do zamieszkania z jej starszym o 5 lat bratem.
Dziewczyna wraca do szkoły po prawie 2 miesięcznej przerwie i chcę żyć 
na nowo.
Wie o mafii jej brata,ale nie angażuje się za często w jej działalności.
Nosi ze sobą broń.
Jest twarda i nie boi  się.

:.:                                                                                                                


 06/08/1996
Kathrine Carvosso
              
Kuzynka i przyjaciółka Jenny,jest o rok starsza co zawsze lubi podkreślać.
Jest nieśmiała,ale gdy już kogoś lepiej pozna nie ma oporów.
Bardzo przeżyła śmierć swojej ciotki gdyż była ona dla niej jak matka zastępcza.
Kathrine po wyprowadzce do Nowego Orleanu odwróciła się od swojej matki i ojca,
którzy rozwiedli się gdy dziewczyna miała 13 lat.
Wie o mafii jej kuzyna i często zostaje 
,,dziewczyną na posyłki''.


:.:                                                                                                                 


     13/12/1992
  Faye Fanning
      Dziewczyna brata Jenny.
      Faye jest przyjaciółką dziewczyn.
  Często zmieniała pracę,chociaż z zawodu jest pielęgniarką,
teraz zajmuję się głównie dziennikarstwem.
Z chłopakiem jest od roku,chociaż przyjaźnili się od dawna.
Faye mieszka z Fordami i jest wtajemniczona w rodzinną tajemnicę.
Dziewczyna jest informatorką i ma różne kontakty,
często też korzysta z nich w celu odnalezienia informacji.
  Jest bardzo dojrzała i zastępuje Jennie matkę.

:.:                                                                                                                 


       20/01/1991
                                                                        Ash Stymest
                                              Brat Jenny,chłopak Faye i szef mafii.
                                 Bardzo kocha swoją siostrę i jest gotów
                                    zrobić wszystko,żeby ją ochronić.
                              Musiał zmienić nazwisko,żeby nikt nie dowiedział 
                                  się że ma siostrę,która została przy swoim 
                                                 nazwisku. 
                                      Udaje wujka dziewczyny.
                                Jest ,,głową'' gangu,wszyscy myślą
                                  że w rzeczywistości  Ojciec Chrzesny 
                               jest starszy,dlatego chłopak pokazał się 
                    tylko  nielicznym,jego najbliższym i najbardziej zaufanym
                                   przyjaciołom którzy dla niego pracują.

:.:




   03/05/1995
    Jai Brooks
Przeprowadził się do Nowego Orleanu wraz z 
   4 innych członków Janoskians.
 Musieli wyjechać z Los Angeles
przez jego starszego brata który wkopał ich 
w morderstwo jednego z najważniejszych 
członków gangu Kardashian i nie mowa 
wcale o tych lalach z telewizji.
Gang szuka ich i chcę ich zabić,
Jai musi udawać 17 latka podczas gdy sam ma 19 lat
żeby jego brat mógł zemścić się na córce swojego 
największego wroga i wyrównać z nim stare rachunki.
Nie ma nic do Jenny,ale wie że musi utrzymać ją na dystansie,żeby nie mógł
się do niej zbyt przyzwyczaić i polubić jej.
   Chłopak w mafii zajmuje się trenowaniem innych na walkę na pięści 
    oraz ulepsza ich broń.

:.:                                                                                                                


 03/05/1995
  Luke Brooks 
    Brat bliźniak Jai'a.
Chłopak wraz z bratem muszą zbliżyć się 
do rodziny Fordów,tak żeby Beau mógł 
dokończyć swoją zemstę na Ash'u Stymest'cie.
Luke'a nie obchodzi za bardzo Jenna,
jest uważany za romantycznego,słodkiego i zabawnego.
Tak,owszem bo jest taki, ale dla fanek.
Gdy ma wykonać swoje zadanie,zamienia się w kogoś zupełnie innego 
    i nic go nie obchodzi.
Luke nigdy nie był zakochany,jego matka zgineła 
w wypadku samolotowym w LA,
od tamtego wydarzenia chłopak stał się agresywny 
i czasami bierze narkotyki.
W mafii jest prawą ręką swojego starszego brata,
często szpieguje i ,,załatwia'' wrogów.

:.:                                                                                                     


         



 31/10/1996
Daniel *Skip* Sahyounie 
Skip zna chłopaków od piaskownicy,jest bardzo 
zżyty z wszystkimi Janoskian.
Jest wrażliwy,wstydliwy i nieco nieśmiały,ale gdy trzeba to
potrafi sobie poradzić.
Jest tzw. ,,geniuszem komputerowym''.
Od bardzo dawna nie miał dziewczyny,ale 
jest przekonany,że wciąganie osoby którą się kocha w gang,nie jest dobrym
pomysłem,dlatego wszystkich odpycha.
                   Po przeczytaniu akt Jenny skojarzył fakty i zdał sobie sprawę że 
                         zna dziewczynę,gdyż poznał ją podczas wakacji bez 
   przyjaciół i zauroczył się nią,dlatego odmówił usunięcia jej
bez  tłumaczenia się.
Dlatego zadanie to zostało przydzielone bliźniakom.


:.:                                                                                                                   


31/07/1993
Beau Brooks
Najstarszy Brooks i szef mafii.
Nie jest agresywny,ani do szpiku kości zły.
Z pozoru wydaje się być normalnym,fajnym chłopakiem.
Jest uprzejmy,uśmiechnięty i przyjacielski oraz zabawny.
Ale nikt nie wie,jak bardzo mroczne sekrety skrywa to serce.
Bardzo kocha swoich fanów,dlatego musi się dobrze maskować.
Brat Jenny jest jego śmiertelnym wrogiem,
który ostatnio z nim znów zadarł dlatego chłopak 
postanowił skorzystać z okazji jaką jest długoterminowy pobyt w Nowym Orleanie
i skutecznie uprzykrzyć życie rodzinie Forde.
Chłopak ma zamiar pozbyć się jego siostry przy pomocy swoich braci 
i zemścić się na jej bracie za lata szczęścia 
które mu odebrał.
Choćby kosztem własnego życia.


:.:                                                                                                                 


27/02/1996
 James Yammouni
Najmłodszy i najbystrzejszy Janoskian.
 Chłopak często robi za szpiega.
Jest dobrym przyjacielem,ale nie potrafi radzić sobie z problemami,dlatego 
też często sięga po narkotyki.
Bardzo chciałby przestać,ale nie umie.
Nigdy nie miał dziewczyny.

~                                                                                                                 



 Janoskians
 Można przedstawiać ich jako dobrze zorganizowaną mafię,lub jako 5 przyjaciół z Australii którzy w 2011 zaczeli nakręcać filmiki mające 
na celu rozbawienia ludzi.
 Chłopcy zaczeli swoją ,karierę' w gangu gdy zaczeło brakować
 im pieniędzy na wspieranie matki Brooks'ów u której wykryto 
raka płuc.

 *



 
  Anastasia Forde
1985-2014
Znalazła ją córka,jej twarz została poćwiartowana,
prawdopodobnie nożem,
nie odnaleźli sprawcy.





 Cameron Hughes 
1995-2014
 Spalili mu twarz i podpalili cały dom,ale policja uważa,że martwy był już wcześniej,a zwłoki i ogień tylko podłożono.
Znalazła go Alice,a zaraz potem zobaczyła go Jenna.













............................................................................................................
Rozdział pojawi się najprawdopodobniej w okresie od 2-4 dni.
 

piątek, 4 kwietnia 2014

Prologue.



Podczas ostatniego dnia karnawału,lepiej znanego jako ,Mardi Gras' wszyscy biegają jakby nawąchali się farby.
Wszystko jest tak nieznośnie kolorowe i radosne. 
Ludzie  śmieją się i bawią.Prostytutki czyhające pod latarniami pracują bez wytchnienia żeby potem mieć więcej czasu na imprezę która nadchodzi wielkimi krokami. 
Cały Nowy Orlean mówi o tym od rozpoczęcia się karnawału.Wszyscy mówią,że całe to ,,przypadkowe'' znalezienie figurki w słynnym King Cake * wiążące się z wydaniem hucznej imprezy* jest ustawione i cała French Ouarter robi zakłady. Jak na razie najwięcej głosów ma Jake Hughes z colleg'u Wolfdrow *czyt.tego dla snobów,bogatych i rozkapryszonych  .*
Szkoda tylko,że nie znają całej prawdy.
Z  muzyką Arctic Monkeys w słuchawkach mijałam kolejne przecznice dzielące mnie od obowiązkowego Mordoru dla nastolatków. Nie żeby moja szkoła była jakaś gorsza od innych,bo nie mam porównania. Poprostu jak każdy nie lubiłam jej samej w sobie. Połowa z tych informacji których namiętnie starają się wkłuć nam do głów nauczyciele w późniejszym życiu się nie przyda.
Zawsze chciałam rzucić szkołę. Jestem inteligentna,mogłabym się uczyć w domu,ale nie zrobiłam i nie zrobię tego ze względu na nieznośnie duże pokłady poczucia winy nie dające mi w pełni normalnie funkcjonować.Ludzie mówią że co nas nie zabije,to nas wzmocni,ale prawda jest taka że to nas zabija,ale od środka i powoli a codzienność tylko to przyspiesza. 
Tak,może mówię jak ,,w pełni dojrzała nastka'',ale taka jest prawda. Codzienność przytłacza mnie tak,że czasami trudno mi jest oddychać-powietrzem przepełnionym szczęściem.
Ale nie będę z siebie robić ofiary,w życiu. Może i jestem smutna,ale nie samotna i na pewno nie do końca dojrzała. Może i straciłam matkę i chłopaka,ale nadal mam przyjaciół. Prawda?
Weszłam w strefę na metr śmierdzącej fast foodem na drugie śniadanie,perfumami Barbie i robieniem selfie przy lustrze z dziubkiem w towarzystwie tysiąca psiapsiółek.
O tak,jestem w szkole.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
A więc oto prolog. Jestem ciekawa waszej opinii,głównie ze względu na to,że to mój pierwszy blog o chłopakach.
Mam nadzieję że nie jest aż tak źle jak myślałam.
Wypowiadajcie się w komentarzach no i .... tyle.
Kathrine xxx