Kathrine zgrabnie jak na właścicielkę tipsów dla Nicki Minaj otworzyła metalowe drzwi od starej wytwórni pakowanego mięsa.
(chociaż nie mam pojęcia jak tipsy mogą przeszkadzać w otwieraniu drzwi.)
Luke pomógł nam przytrzymać dość ciężkie drzwi gdy wchodziłyśmy do środka.
Wewnątrz już dudnił remix Summertime Sandess który był znakiem dla mnie i Kath,że Kojoty wraz z Faith są już na miejscu i na nas czekają.
Musieliśmy się przepychać przez tłumy spoconych,ocierających się o siebie ludzi złączonych w tańcu którego większość katolików by nie pochwaliła.
Jak ja nie lubię takich miejsc. Nie chodzi wcale o opuszczone fabryki gdzie z sufitu zwisają haki na mięso i dużo innych niebezpiecznych i ostrych przedmiotów,ale o kluby. Chociaż to bym bardziej nazywała rejwem,same shit.
Wolę posiedzieć w domu z mrożoną Latte i dobrą książką w ręku,najlepiej też z słuchawkami w uszach,ale mieszkam z mafią więc nie będę prosić o wiele.
Kątem oka zauważyłam jak Kathrine odciąga bliźniaka od reszty i zaciąga na ,,parkiet''. (czyt.brudną podłogę obsypaną kolorowym brokatem wyglądającym jak wymiociny jednorożca).
Chwyciłam Brooks'a za nadgarstek i wyminęłam kolejną grupkę osób,jakieś skąpo ubrane laski próbowały zaczepić Luke'a ale na to nie zwrócił uwagi.
Na skraju sali zauważyłam ciemną dziewczynę z czerwonymi kontaktami na oczach i specyficznym dla Kojotów wisiorem z trójkątem i zębami.
Dziewczyna lekko uniosła kąciki ust widząc mnie,co było dość dziwne,bo za mną nie przepada.
Przyspieszyłam kroku a chłopak razem ze mną. Po kilku sekundach znaleźliśmy się już koło Deborah która zmierzyła nas wzrokiem i niechętnie otworzyła drzwi na zaplecze.
Zdezorientowany Luke spojrzał na mnie niepewnie a ja tylko kiwnęłam głową i weszliśmy do środka.
-Jen,kochanie już jesteś!-wstał z fotela i przywitał mnie swoim wkurzającym głosem Nash.
-Jen?-powtórzył pytająco Playboy.
-Tak na mnie mówią.-wzruszyłam ramionami.
Miejmy nadzieję że ta moja aktorska obojętność zbije go z tropu i nadal będzie myślał,że mam na imię Kathrine.
-Darujmy sobie tą szopkę z ,,jak bardzo urosłaś i wypiękniałaś'' i po prostu daj nam przejść.-uśmiechnęłam się sztucznie na co chłopak zareagował szerokim uśmiechem.
-Przecież wiesz...zaczął ale nie dałam mu dokończyć.
-Tak wiem,ale jest Mardi Gras a ja muszę zobaczyć się z matką.
Drzwi uchyliły się a do pomieszczenia weszła Faith stukając przy tym swoimi długimi za kolana,wysokimi czarnymi obcasami.
-Nash,daj spokój.Wpuść ich.-powiedziała podpalając papierosa którego chwilę wcześniej wyciągnęła z torebki.
-Albo co,kocico? podrapiesz mnie?-oblizał wargi a ja zniesmaczyłam się.
-Albo...-powiedziała,ale zatrzymała swój wzrok na Luke'u i umilkła.
Pewnie powiedziałaby coś w stylu ,,Pożegnasz się ze swoją obstawą,młotku.''-bo często tak mówi,ale na szczęście pohamowała się.
-Widzę,że przyprowadziłaś znajomego. W porządku więc,wpuście ich.-powiedział jakby sam do siebie,bo nikt go nie słuchał.
Sługusy tego idioty wreszcie przepuściły nas do kolejnych drzwi,odwróciłam się i posłałam Faith krótki uśmiech który ona od razu odwzajemniła perskiem i drzwi się zamknęły.
Zapanowała ciemność. Luke mocniej ścisnął mój nadgarstek.
-Tylko nie mów księżniczko,że boisz się ciemnośći.-przewróciłam oczami.
-Nie,ale wiesz...jestem w ciemnym pomieszczeniu zamknięty z dziewczyną która zaprowadziła mnie do gościa który wyglądał jak alfons.To Nowy Orlean,wszystko może się wydarzyć.-westchnął a ja chcąc uderzyć go w ramię,chyba trafiłam w oko,bo pisnął jak mała dziewczynka na swoim pierwszym ''wdż''.
Postanowiłam się dłużej nad nim nie znęcać i nie trzymać go w niepewności więc po prostu otworzyłam drzwi i wyszłam na zewnątrz.
Błyskało się i wiał wiatr,ale postanowiłam,że muszę znowu to zobaczyć.
-No świetnie,a teraz jesteśmy na cmentarzu.-słusznie zawuażył Playboy.
Nawet bystry jest jak na mięśniaka.
(Btw.miejmy nadzieję że mięśniaki z Australii są inteligentni i normalni,fajni a nie tacy jak ci z okolicy,tępi i obeznani w drogach niejednej dziewczyny.)
-Nie mów,że cmentarzy też się boisz.-teatralnie westchnęłam i puściłam jego nadgarstek który cały czas ściskałam z niewiadomych powodów.
(wygląda na to,że ja też jestem sarkastycznie bardzo bystra.)
-Chcesz mnie tu teraz pobić i pogrzebać żywcem?-spytał i włożył ręce do kieszeni,przez moment wydawało mi się,że rysuje się tam kształt pistoletu,ale to nie możliwe. (prawda?)
-Rozważę to,ale teraz choć.
Ruszyłam przed siebie omijając przy okazji stare,porośnięte mchem i najwyższy tylko wie,czym jeszcze nagrobki.
Prawie nie zaliczyłam gleby przez jakiegoś ,,Edwarda Wilsona'' który zmarł w 92,ale na moje szczęście (jego nie bo uwaliłam go przy okazji błotem) Luke mnie złapał.
Cicho mu podziękowałam i wróciliśmy do omijania nagrobków z obawą o życie.
-Wiesz,gdybym wiedziała że będzie tak niezręcznie cicho to może poszukałabym na zapytaj.com jakiś tematów do rozmów.-zaśmiałam się cicho.
-Zapytaj.com?
No tak,Jenna geniusz zapomniała,że on nie ma pojęcia co to jest.
-Nevermind.-odpowiedziałam.
-Szybciej,dochodzimy.-pociągnęłam go znowu w stronę gęstwiny drzew wyjętych rodem z klasycznego horroru.
Ogólnie wszystko tu przypominało horror; cmentarz,kruki,błoto,ciemne drzewa bez liści powyginane na różne strony.
Po jakiś 4 minutach doszliśmy na miejsce.
Stanęłam zadowolona na skale i wbiłam wzrok w Nowy Orlean w nocy.
Błyskawice wokół,a miasto jakby otulone pierzyną ze świateł,śmiechu i szczęścia.
Piękn...nie,nie piękne. Nienawidzisz śmiechu i szczęścia,pamiętasz?
Wszyscy mogą być szczęśliwi oprócz ciebie,ty nie masz z kim.-dziękuję za wsparcie,mózgu.
-Wlekłaś mnie taki kawał żebym mógł zobaczyć skałę?-zirytował się Brooks.
-Chodziło mi bardziej o widok za nią,ale to głupie masz rację.-westchnęłam.
Po co cieszyć się widokami,pogodą,życiem skoro nie ma z kim?
-Ja muszę...muszę już iść.-podciągnęłam rękawy swetra do góry,co było błędem bo: a)Luke mógł zobaczyć moje blizny,czego nie chciałam. b)zrobiło się cholernie zimno,a nie chcę stracić czucia w ręce.
Szybko naciągnęłam rękaw z powrotem i wstałam otrzepując przy okazji spodnie.
-Idziesz już? dlaczeg...-chciał zapytać,ale ja już ruszyłam w drogę powrotną.
-Nie pytaj,proszę.-odpowiedziałam i lunął deszcz.
Chciałam pobiec,ale zamiast tego nagle stanęłam.
Forde do jasnej cholery,to nie jest jakiś pieprzony film.Weź się w garść.
Nie możesz go tu zostawić w deszczu gdy nie zna drogi powrotnej.
Poza tym nie rób z siebie ofiary.
(nie ma to jak motywować samą siebie).
Z tyłu słyszałam jak chłopak biegł,byłam pewna,że chciał mnie okrzyczeć ale zamiast tego okrył mnie...swoją kurtką?
...........................................................................................
Faith Fray - stara przyjaciółka Jenny.Płatna morderczyni,20 lat.
............................................................................................
Nie mogę zapisać zdjęć w komputerze,nie wiem dlaczego (that's why macie link).
Trochę się spóźniłam,ale ważne,że w ogóle jest. W tym tygodniu nie będzie rozdziału gdyż mam szlaban (niegrzeczna ja) i piszę do was potajemnie haha.
Kath.
Świetny rozdział! ♥
OdpowiedzUsuńCzekam na next!
nie dodam kolejnego,jeśli nie będzie więcej komentarzy,wybacz.
OdpowiedzUsuńxxx
fajnyyy :)
OdpowiedzUsuńczekam na ciag dalszy :)
OdpowiedzUsuńGenialny! Nie moge doczekac sie nastepnego! ♥♥♥
OdpowiedzUsuń